poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział V

-Auć - mruczę pod nosem, kiedy moja ekipa przygotowywacza dosłownie zdziera ze mnie skórę. Po tych wszystkich zabiegach czuje się jak oskubany ptak. Mimo to, Zack, Adam i Layrne stają przede mną w dalszym ciągu niezadowoleni. Tylko fakt, że wykonują swoją pracę powstrzymuje mnie od niegrzecznego warknięcia 'Czego?!'. Adam robi coś jeszcze z moimi włosami i ponownie cała trójka staje przede mną, ale tym razem ich miny są zadowolone. Bogu dzięki, nareszcie koniec?
-Wyglądasz już ładnie. - szczerzy się Layrne, dziewczyna o włosach wyglądających jak gorzka czekolada i zielonkawym kolorze skóry. Serio? Ty masz zieloną skórę i mówisz, że to ja wyglądam 'już ładnie'?
-Clar może cię zobaczyć. - kiwa głową Zack, a pozostali mu przytakują. Zack, jako jedyny z ekipy ma normalny kolor skóry, z tym, że włosy i jego brwi mają kolor ognistoczerwony. Żywię nawet podejrzenia, że włoski na jego rękach czy nogach też są w tym kolorze.
Ekipa wprowadza mnie do drugiego pokoju, po czym szybko się ulatniają. Przez kilka minut stoję sama i rozglądam się, nie bardzo wiedząc, co robić. Nagle do pokoju wchodzi mój... stylista. Po imieniu, które wiele razy słyszałam z ust ekipy, spodziewałam się ujrzeć kobietę. No bo w koncu jaki mężczyzna ma na imię "Clar"? No ale to Kapitol, tu wszystko jest możliwe.
-Clar - przedstawia się stylista i wyciąga do mnie dłoń. Ma mocno opaloną skórę, pojęcia nie mam skąd i brązowe włosy.
-Julie - mówię, potrząsając jego dłonią.
-Usiądź - Clar macha ręką na kanapę i fotel, które stoją w pokoju. Sam zajmuje miejsce na kanapie, a ja jakoś nie mam ochoty siedzieć obok niego, więc siadam na fotelu.
- Więc tak, ustaliliśmy z Patricią, stylistką twojego kolegi, Bartha, że uderzymy w styl rzymski. - na dźwięk imienia Bartha oraz nazwanie go 'moim kolegą' lekko drgam, ale staram się skupić na tym, co mówi stylista. - Będziesz miała długą białą suknię, oczywiście w stylu rzymskim. Barthowi natomiast damy zbroje. Z tym, że oboje będziecie mieli włócznie. Plastikowe, oczywiście. - dodaje z uśmiechem, widząc zainteresowanie na mojej twarzy.
Po omówieniu jeszcze kilku szczegółów nareszcie dostaje w ręce moją sukienkę. Z tym, że jej nie widzę. Clar mnie ubiera, układa włosy i robi masę tych wszystkich dupereli, które nigdy mnie nie obchodziły w domu. Bo i po co?
-Otwórz oczy - słyszę w reszcie upragnione słowa i natychmiast wykonuję polecenie. Pierwsze, co widzę, to pomarańczowa ściana, ale kiedy przesuwam wzrok o kilka centymetrów widzę lustro, w którym... nie, to nie jestem ja. Zwyczajna, biała sukienka prawie że do ziemi, na głowie bardzo prosto zrobiony wianek a na nogach czarne balerinki. Nie mam pojęcia, skąd wytrzasnęli balerinki do starożytnego Rzymu, ale nie patrzę na to. Ponieważ mam gęste włosy, z małej ich ilości Clar zrobił warkocz, a resztę delikatnie pokręcił i przerzucił przez jedno ramię. Chyba jestem też umalowana. Tak czy siak, chociaż wszystko jest proste i zwyczajne, mam teraz w sobie jakąś dziwną grację, wdzięk, piękno. Postać w lustrze nie jest mną - to jest jakaś rzymska bogini, która na chwilę wstąpiła w moje ciało robiąc z mojego wyglądu coś niesamowitego. Nigdy tak jeszcze nie wyglądałam i chyba nigdy już tak wyglądać nie będę. Jest po prostu zjawiskowo.
-Prawda, że ładnie? - słyszę nad uchem głos stylisty. Ładnie? To jest przepiękne! Mimo to, kiwam tylko głową. Clar podaje mi plastikową włócznię, a wraz z momentem, kiedy zaciskam na niej palce, przestaję być delikatną boginką - teraz zmieniłam się w boginię wojny. Wyraz moich oczu się zmienił, kiedy wzięłam do ręki broń, chociaż jest tylko plastikowa.
Clar prowadzi mnie przez korytarze, aż w końcu spotykam się z Barthem i jego stylistką. Wystylizowany na greckiego boga, sprawia takie same wrażenie jak ja - niebezpieczny, ale piękny bóg. Niebezpieczna i piękna. Taka chciałabym być odkąd tylko się urodziłam.
-Nieźle wyglądasz. - przygląda mi się Barth. Gdyby to była zwykła chwila, zarumieniłabym się i burknęła coś pod nosem. Ale teraz to nie jest zwykła chwila, nie jestem Julie tylko rzymską boginią, więc odpowiadam tylko z pewnym uśmiechem:
-Ty też.
Chwilę potem pojawia się nasz rydwan. Wsiadamy do niego oboje, Clar i Patricia dają ostatnie wskazówki. Zarz potem odchodzą, żeby mieć lepszy widok. Spoglądam na Bartha w tym samym czasie, kiedy on na mnie.
-Gotowa?
-Gotowa.

1 komentarz:

  1. Super rozdział, krótki, ale fajny. Miałaś dobry pomysł z przebraniem ich na rzymskich bogów. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Nie mogę się doczekać co wydarzy się na arenie.
    Zapraszam również na mojego bloga
    http://kronika-dark-hills.blogspot.com/. Będzie miło jak zostawisz na nim ślad swojej obecności.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń